Nauka dzieci to nie tylko ich praca na lekcjach, w szkole, ale również dodatkowa nauka w domowym zaciszu. Oprócz przyswojenia przerobionego materiału szkolnego, dzieci muszą dodatkowo odrobić pisemne prace domowe, a także nauczyć się na pamięć wiersza lub piosenki. Do tych zajęć, niejednokrotnie, dochodzą jeszcze inne zajęcia pozalekcyjne. Czy jest możliwe pogodzenie wszystkich obowiązków szkolnych, pozaszkolnych, czasu odpoczynku, gdy rodzice pracują? Czy udaje znaleźć się jeszcze czas i siłę na odrabianie z dzieckiem lekcji, skontrolowanie jego poziomu wiedzy? A może to nie jest wcale potrzebne?
Rozmawialiśmy z 5-tką rodziców, których zapytaliśmy o to, jak godzą życie zawodowe z życiem rodzinnym i czy starcza im czasu i siły na wspólne odrabianie lekcji ze swoimi pociechami. Poznajcie naszych rodziców:
Małgosia – mama samotnie wychowująca syna w wieku wczesnoszkolnym, pracuje na pełny etat
Magda – mama chłopca lat 10, pracuje na cały etat zdalnie z domu
Aneta – mama 2 chłopców w wieku 10 i 8 lat, wolny zawód, nienormowane godziny pracy, praca zdalna z domu
Natalia – mama 11-letniej dziewczynki, obecnie nie pracuje
Tomasz – tata 2 dziewczynek w wieku 14 i 10 lat, pracuje na pełny etat i często wyjeżdża służbowo
1. Powiedzcie nam na początek, ile czasu dziennie poświęcacie na pracę zawodową wraz z dojazdem?
Małgosia: Pracuję na pełny etat jako księgowa. Na szczęście biuro znajduje się tuż obok domu, więc nie tracę czasu na dojazdy. Zdarzają się dni, że w pracy muszę być około 10 godzin. Jeżeli jednak jest mniej obowiązków, to mogę wyjść po 4-5 godzinach.
Tomasz: Pracuję w dużej korporacji i często wyjeżdżam służbowo, nawet za granicę. Teoretycznie nie mam sztywnych godzin pracy, ale wiadomo, robota musi być zrobiona. W większości udaje mi się wracać do domu około 17. Jednak częste podróże służbowe sprawiają, że są miesiące, gdy w domu jestem tylko gościem, a całość obowiązków opieki nad dziećmi spada na żonę, która też pracuje.
Natalia: Nie pracuję zawodowo. Moją pracą jest prowadzenie domu i opieka nad córką. W związku z ciągłymi wyjazdami męża, wszystko jest na mojej głowie.
Aneta: Jestem grafikiem, freelancerem. Oznacza to nienormowany czas pracy i możliwość pracy w domu. W zależności od projektów udaje mi się pracować, gdy synowie są w szkole. Zdarza się jednak, że brakuje czasu i obowiązki zawodowe nadrabiam w godzinach nocnych.
Magda: Pracuję na pełny etat w ściśle określonych godzinach. Jak to mówią „od-do”. Pracuję zdalnie, co oznacza, że nie muszę codziennie jeździć do biura. W trakcie pracy mam jednak możliwość odebrania dziecka ze szkoły.
2. Czy Wasze dzieci korzystają ze świetlicy i ewentualnie ciepłych posiłków w szkole?
Tomasz: Zdecydowanie tak. Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdyby córki nie mogły zostać w świetlicy. Starsza córka wraca już sama do domu, jednak młodsza czeka na odebranie przez jedno z nas albo babcię. Mieszkamy w dużym mieście, spory kawałek od szkoły i nie ma możliwości, aby młodsza córka wracała jeszcze do domu sama. Z obiadami bywa różnie. Niestety dziewczyny często krzywią się na stołówkowe jedzenie.
Natalia: Odbieram córkę zaraz po szkole. Ale do świetlicy ją zapisałam, tak na wszelki wypadek, gdybym nie mogła być na czas. Obiady gotuję w domu.
Małgosia: Syn jest bardzo samodzielny. Mieszkamy zaraz obok szkoły, dlatego chodzi i przychodzi po lekcjach sam. Jednak w pierwszej klasie prowadziłam go rano do szkoły, a później musiał zostawać w świetlicy i czekać na mnie. Wtedy też korzystał ze szkolnej stołówki. Teraz samodzielnie odgrzewa sobie przygotowany wcześniej obiad lub je kanapki.
Magda: Staram się odbierać syna zaraz po zakończonych lekcjach, ale nie zawsze jest to możliwe. Wtedy świetlica nas ratuje. Mimo pracy w określonych godzinach, moi przełożeni dają mi możliwość „wyskoczenia” w czasie pracy po dziecko do szkoły i przyprowadzenia do domu. Nie korzystamy z obiadów.
3. Czy odrabiacie ze swoimi dziećmi lekcje? Jeżeli tak, to czy robicie to codziennie?
Magda: Niestety ze względu na problemy syna z nauką, dysleksję, pomagam mu w lekcjach codziennie. Oczywiście pomoc nie oznacza odrabiania lekcji za niego. Natomiast konieczne jest kontrolowanie tego co pisze oraz wyjaśnianie niektórych poleceń lub zadań matematycznych. Jestem na bieżąco ze szkolnym materiałem (śmiech). Wiem jednak, że bez mojego wsparcia, powtarzania przerobionego materiału, syn nie dałby sobie w szkole rady, mimo że jest dopiero w trzeciej klasie szkoły podstawowej.
Aneta: Ze starszym synem nie odrabiam lekcji. Czasami nawet nie wiem, co i czy ma zadane. Uważam, że dziecko musi być samodzielne i ponosić pełną odpowiedzialność za siebie. Jeżeli nie odrobi pracy domowej i dostanie uwagę, to wtedy jemu jest wstyd. Młodszy syn podpatruje starszego i też sam zaczyna pilnować swoich obowiązków. Jednak, jak to z dwójką chłopaków bywa, muszę im przypominać, że czas zabawy już się skończył i pora siadać do pracy domowej.
Małgosia: Chyba nigdy nie pilnowałam swojego dziecka przy lekcjach. Nie sprawdzam prac domowych, nie przeglądam zeszytów. Ale też nie zmusza mnie do tego sytuacja. Syn świetnie się uczy, bierze udział w różnych konkursach i chyba moja pomoc w lekcjach jest mu zbędna.
Tomasz: Z racji pracy i ciągłych wyjazdów nie mam zbytnio czasu na przypilnowanie nauki córek. W związku z tym, że oboje z żoną pracujemy niezastąpiona jest babcia. Gdy tylko może odbiera młodszą córkę ze szkoły i zabiera do siebie. Starsza córka wtedy do niej dojeżdża. Dziewczynki zawsze mają odrobione lekcje, a babcia skrzętnie sprawdza im zeszyty i ćwiczenia. Młodsza córka uwielbia uczyć się ze mną piosenek na pamięć. Może dlatego, że zawsze się przy tym wygłupiam. Dlatego nawet jak muszę wyjechać służbowo, łączymy się na Skype i razem sobie śpiewamy „zadaną” piosenkę.
Natalia: Staram się nie odrabiać z córką lekcji, ale zawsze chętnie pomogę, gdy czegoś nie wie. Szczególnie dotyczy to języka polskiego, gdyż w domu mówimy częściej po ukraińsku i rosyjsku (oboje pochodzimy z Ukrainy) i pojawiają się problemy z językiem polskim.
4. Czy zdarzyło Wam się korzystać z pomocy korepetytora dla swoich dzieci?
Małgosia: Nigdy nie musiałam szukać nauczyciela do pomocy w nauce synowi. Natomiast w szkole syn, jako drugi język, ma język francuski. Okazało się, że to ja musiałam sobie poszukać nauczyciela, żeby cokolwiek zrozumieć co syn ma na lekcjach. Zebrałyśmy się w kilka mam z klasy syna, poszperałyśmy na serwisie ogłoszeniowym z korepetycjami i znalazłyśmy wspaniałą studentkę, która nas uczy.
Tomasz: Za korepetytora w naszym domu robi babcia dziewczynek. Jest emerytowaną nauczycielką, więc doskonale wie jak uczyć, żeby dziewczyny zainteresować. Szczególnie przydatna okazała się, gdy starsza córka przeszła do 4 klasy. Różnica w programie między klasą trzecią i czwartą była tak duża, że jej pomoc stała się niezbędna.
Magda: W związku z problemami z nauką syna poszukanie korepetytora stało się konieczne. Syn ze mną nie chce się uczyć, szybko się denerwuje. Poza tym jak to z mamą, zawsze można próbować negocjować tzw. „nie chce mi się, główka mnie boli, zmęczony jestem”. W tym jednak przypadku systematyczna nauka jest konieczna. Dwa razy w tygodniu przychodzi do nas pani, która powtarza bieżący materiał z synem, a dodatkowo uczy go języka obcego.
Aneta: Jeszcze nie korzystaliśmy z usług korepetytora. Gdyby jednak w przyszłości okazało się to niezbędne, z pewnością starałabym się kogoś im znaleźć.
Natalia: Córka ma korepetycje z języka polskiego, ponieważ oboje z mężem nie znamy tego języka na tyle dobrze, żeby zawsze jej móc pomóc.
5. Czy oprócz szkolnych zajęć Wasze dzieci chodzą jeszcze na zajęcia dodatkowe?
Magda: Syn przez pewien czas chodził na tenisa. Jednak zapał się skończył, a wraz z nim treningi. Natomiast dwa razy w tygodniu ma dodatkowe zajęcia z języka angielskiego.
Aneta: Młodszy syn nie uczęszcza nigdzie. Starszy natomiast jest zapalonym piłkarzem. 5 dni w tygodniu ma treningi, a w weekendy mecze i turnieje.
Małgosia: Syn bardzo lubi przyrodę i pasjonują go ptaki. Raz w tygodniu chodzi na spotkania kółka turystycznego organizowane przez szkołę.
Tomasz: Dziewczynki nie mogą usiedzieć w miejscu. Starsza córka jest uzdolniona plastycznie, maluje, rysuje. Dlatego zapisaliśmy ją na zajęcia plastyczne do Pałacu Młodzieży. Młodsza uwielbia tańczyć i śpiewać. Na razie wozimy ją na zajęcia taneczne, ale coś przebąkuje, że chciałaby się uczyć grać na pianinie.
Natalia: Córka na razie nie uczestniczy w żadnych zajęciach po szkole nie licząc korepetycji z polskiego.
6. Jak godzicie pracę z domowymi obowiązkami? Gdzie i czy w tym wszystkim znajdujecie czas dla siebie, wspólny odpoczynek i ewentualną naukę z dziećmi?
Natalia: W związku z tym, że nie pracuję, nie trudno mi to wszystko pogodzić. Jest czas na prace domowe, wspólne odrabianie lekcji. Ale wiem, że jestem w mniejszości i nie każdy ma tak prosto.
Tomasz: Podstawa to plan działania. Jak w wojsku wszystko musi być zapięte na ostatni guzik. Jak polegnie plan dnia, to polegniemy my (śmiech). A poważnie to najważniejsze jest planowanie. Jakoś trzeba znaleźć czas dla siebie, chociaż wtedy to człowiek myśli tylko o spaniu. W pomocy niezastąpiona jest babcia, która czasem ugotuje obiad dla wszystkich, odbierze ze szkoły i ogarnie lekcje z dzieciakami. Wspólny czas odbijamy w weekendy.
Aneta: Pracując w domu jest trochę łatwiej. Nawet jak pracuję przed komputerem, to gdzieś zawsze mam obok tych moich urwisów. Chociaż wiadomo, że człowiek nie poświęca im tyle uwagi, ile by chciał. Najwięcej czasu popołudniami zajmują treningi syna. Trzeba zawieźć, posiedzieć tam, przywieźć. Ale nie jest źle. Zawsze znajdzie się te pół godziny na rodzinne przytulanie.
Małgosia: My spędzamy razem bardzo dużo czasu. Całe popołudnia i wieczory są praktycznie dla nas. Na szczęście nie muszę „zabierać” pracy do domu. Domowe obowiązki staramy się dzielić z synem między siebie. Oczywiście w miarę jego wiekowych możliwości. Wie natomiast, że jeżeli pomoże mi przy sprzątaniu, czy robieniu obiadu, to szybciej będziemy mieć wolne na wspólne granie w planszówki albo spacer.
Magda: Czasem trudno się w tym chaosie odnaleźć. Praca w domu dla wielu znaczy, że „w trakcie pracy” można wykonywać obowiązki domowe. Nic bardziej mylnego. Czasem taka praca jest gorsza od tej, gdzie człowiek idzie do biura i z niego wychodzi. Tutaj praca niestety często wkrada się w czas dla rodziny i trzeba bardzo pilnować, żeby to rozgraniczyć. Dużo czasu wolnego pochłania nam niestety dodatkowa nauka z synem. Ale nie znaczy to, że nie znajdujemy czasu na wspólny wypad do kina, na rower lub łyżwy.
Dziękujemy za rozmowę.
Jak widzicie, każdy z nas jest inny. Jedne dzieci potrzebują nieco więcej uwagi i kontroli rodziców. Inne radzą sobie świetnie same od początku szkoły. Niezależnie od tego, czy rodzice pracują na pełny etat, nie pracują lub pracują zdalnie, ważne aby znaleźli odpowiednią ilość czasu dla swoich pociech. Jeżeli syn czy córka nie do końca radzą sobie ze szkolnymi obowiązkami, może warto (jak w przypadku niektórych naszych rodziców) poszukać korepetytora? Osoby z doświadczeniem w uczeniu inaczej widzą nasze dzieci, inaczej potrafią też określić ich słabe i mocne strony. Są z pewnością bardziej obiektywni niż my rodzice. Nie bez znaczenia pozostaje też współpraca z nauczycielami dzieci. W końcu to oni pół dnia spędzają z naszymi pociechami i ich uwagi, spostrzeżenia, mogą być cenną wskazówką w wychowaniu pociech.
Jeżeli macie swoje przemyślenia dotyczące pomocy dzieciom w nauce, piszcie. Dzielcie się też swoimi pomysłami patentami na to, jak przetrwać w tym szalonym świecie rodzicielstwa dzieci szkolnych.