Czy istnieje przepis na dobrego nauczyciela? Co sprawia, że jednych belfrów pamiętamy, a inni giną w naszej pamięci? Jak ważna jest pasja w pracy? O wielu twarzach nauczania rozmawialiśmy z Małgorzatą Kowalewicz, nauczycielką i podróżniczką.
Małgorzata Kowalewicz – nauczyciel języka angielskiego z blisko 20-letnim stażem, podróżniczka. Współautorka bloga RobiMy Podróże. Laureatka konkursów fotograficznych, odznaczona ministerialną odznaką „za zasługi dla turystyki”; wielokrotnie uhonorowana nagrodami za pracę dydaktyczno – wychowawczą. Autorka artykułów, przewodników, szkoleń i poradników o tematyce podróżniczej. Prelegentka na konferencjach, warsztatach i szkoleniach z zakresu dostępności turystyki dla osób z niepełnosprawnościami.
Co najbardziej cenisz w nauczaniu?
Przede wszystkim progres, który mogę zobaczyć. To, że uczeń się zmienia; że zaczyna angielskiego używać i że on mu do czegoś służy; że nie jest to tylko przedmiot szkolny, ale – przede wszystkim – narzędzie komunikacji XXI wieku, które jest absolutnie niezbędne przy choćby podróżowaniu czy pracy.
Dlatego wybrałaś akurat język angielski?
Tak naprawdę to jestem nauczycielką z przypadku. Od początku marzyłam o pracy w resocjalizacji i profilaktyce społecznej i przez 5 lat po studiach pracowałam z niedostosowaną społecznie młodzieżą, choć nie w charakterze, w którym pierwotnie zamierzałam.
Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy, w którym pracowałam, nie miał nauczyciela języka angielskiego, który jednocześnie byłby po studiach z zakresu resocjalizacji. Miałam zrobiony certyfikat FCE, a wówczas w Polsce było takich osób niewiele. Za zgodą kuratorium oświaty zostałam zatrudniona w szkole, ale musiałam uzupełnić wykształcenie i tak trafiłam na filologię angielską. I tak już zostało, nawet kiedy przeprowadziłam się z Malborka do Olsztyna.
Jednak gdyby nie pasja do pracy z młodzieżą, pewnie ten przypadek nie miałby miejsca. Jak ważna jest pasja w pracy nauczyciela?
Człowiek bez pasji to człowiek niepełny. Po prostu. Nie ma znaczenia, co nas napędza. Mogą to być podróże, może być majsterkowanie lub czytanie. Jeżeli cokolwiek w życiu robimy ze szczerą miłością w sercu, potrafimy do działania zapalić innych.
W Twoim przypadku są to podróże, prawda?
Powinnam zawołać mojego męża, Kamila, ponieważ to on zaszczepił we mnie pasję do podróżowania. Najpierw były to podróże lokalne, potem zdecydowaliśmy się wyjechać gdzieś za granicę. Mąż zaproponował kilka opcji – Wilno, Praga lub Włochy – a ja stwierdziłam, że jak jechać, to daleko. Tak po raz pierwszy odwiedziliśmy Półwysep Apeniński, na który chętnie wracamy. Kilka miesięcy później lecieliśmy we dwójkę do Pekinu. Znajomi mówili, że zwariowaliśmy.
Faktycznie zwariowaliście?
Łatwo nie było, szczególnie że mój mąż porusza się na wózku inwalidzkim. W Internecie nie było informacji o udogodnieniach dla osób z niepełnosprawnościami. Musieliśmy sobie radzić na miejscu. Wróciliśmy z ogromnym bagażem doświadczeń oraz pytaniem: “Gdzie jedziemy teraz?”. Tak narodził się pomysł na bloga, którego obecnie prowadzimy – RobiMy Podróże.
W jakim stopniu podróże wpływają na to, jakim jesteś nauczycielem?
Przede wszystkim wykorzystuję podróżniczą wiedzę, żeby zapoznawać uczniów z kulturą innych krajów. Kiedy w podręczniku do nauki angielskiego pojawiają się historie z krajów, które odwiedziłam, mogę w naukę wpleść trochę smaczków. W ten sposób zwykła nauka języka zyskuje dodatkowy, niemal namacalny wymiar.
Tak powinniśmy się uczyć — na rzeczywistych przykładach, a nie tylko tych wziętych z książek, bo one często nie pasują do współczesnych realiów. Podręcznik powinien być dla nas jedynie wsparciem, swego rodzaju drogowskazem.
A myślisz, że całe to blogowanie zbliża Cię do młodzieży?
Nie epatuję swoją działalnością w pracy. Myślę, że różnica wieku robi swoje. Ta szczelina robi się coraz większa i ja nie staram się na siłę być “młodzieżowa”. Uważam, że dzisiejsza młodzież ma za dużo kumpli, a za mało autorytetów.
Moim marzeniem jest bycie autorytetem dla moich uczniów. Kolegów i koleżanek mają na pęczki. Dla mnie sukcesem jest, to kiedy uczeń nie boi i nie wstydzi się przyjść do mnie po pomoc.
Jednak od 3 lat, odkąd przez naukę zdalną zaczęliśmy częściej widywać się przez kamerę niż osobiście, z pewnością trudniej jest być wsparciem dla uczniów.
Ja absolutnie cenię edukację zdalną i świetnie się w niej odnalazłam. Moi uczniowie również świetnie się w niej czują, ale wymagało to wysiłku z obu stron. Przeniosłam lekcje 1:1 do Internetu, czyli byłam z moim uczniem przez całe 45 minut, od pierwszej do ostatniej chwili. Praca zdalna daje genialne narzędzia, ale wymaga też dużej dozy kreatywności. I to jest moim zdaniem jedna z najważniejszych cech nauczyciela XXI wieku.
Czy istnieje kompletna recepta na to, jak być dobrym nauczycielem?
Nie.
A co Ty uznajesz za najważniejsze w tym zawodzie?
Trzeba umieć słuchać, obserwować i uczyć się od starszych. Młodzi nauczyciele często kończą studia z przekonaniem, że teraz muszą wiedzieć już wszystko. Kiedy zderzają się z nauczaniem, często rezygnują, za szybko dochodzą do wniosku, że nie są do tego stworzeni. Nie poszukują swojej własnej drogi – to raz. A dwa – często zamykają się na pomoc starszych koleżanek i kolegów, jakby się ich wstydzili poprosić o radę. A to przecież na błędach najszybciej się uczymy i nie popełnia ich tylko ten, kto nic nie robi. Sztuką jest umieć przyznać się do błędu albo do tego, że się czegoś nie wie. I ja tej sztuki nauczyłam się od swoich starszych kolegów i koleżanek z branży.
Ważne jest też, żeby nauczyciel uzmysłowił sobie, że to zawód jak każdy inny; zawód, w którym trzeba uczyć się przez całe życie. Wszystko po to, żeby nadążyć za zmianami, które się dzieją. Żeby nie stracić kontaktu z rzeczywistością, ale ją współtworzyć.
Ilu nauczycieli trzeba spotkać na swojej drodze, żeby dojść do takich wniosków?
Wystarczy jeden, ale ja miałam szczęście do ludzi. Miałam na przykład polonistkę, która zmieniła nasze podejście do języka polskiego i pokazała zupełnie inny świat literatury. Kiedy przerabialiśmy Kordiana, kazała nam wchodzić na krzesło i wygłaszać własny monolog na górze Mont Blanc. Były lata dziewięćdziesiąte, my mieliśmy po kilkanaście lat, a w kinach leciało Stowarzyszenie Umarłych Poetów i wszystkim nam wydawało się, że kobieta postradała rozum. Myślę, że była jedną z nauczycielek, która zmieniła moje podejście do uczenia.
Czyli to nauczyciel, nie przedmiot, jest kluczem?
O wszystkim można mówić ciekawie. Do dziś wspominam Panią od biologii, która była na tyle inspirującą osobą, że dyshonorem było dla nas nieprzygotowanie się do jej zajęć. W pamięci nie zostają lekcje, na których nic się nie działo. Nie mówię tu o fajerwerkach. Chodzi mi o tworzenie pewnego rodzaju atmosfery, która powoduje, że mamy jasno określony cel. Wtedy chce się nam uczestniczyć w tych zajęciach. Bylejakość nie wchodzi w grę.
Gdybyś mogła życzyć wszystkim nauczycielom czegoś wyjątkowego w dniu ich święta, byłaby to właśnie ucieczka od bylejakości?
Życzę im, żeby zawsze byli zadowoleni ze swojej pracy i żeby współtworzyli w swoich szkołach tę wyjątkową społeczność, która potrafi stawić czoła wszystkiemu i nad którą zawsze wychodzi słońce :)
Rozmawiał: Michał Dziermański
Resztę wywiadów znajdziesz w naszym e-booku. Kliknij w obrazek, aby przejść dalej.