Korepetytor, jako pierwszy rewolucjonista systemu edukacji
Rzecz działa się w latach 30. Młodziutka Gillian Lynne nie radziła sobie w szkole, miała problemy z koncentracją i cały czas wierciła się w ławce. Pewnego dnia szkoła wysłała do rodziców dziewczynki pismo stwierdzające, że ma ona zaburzenia w uczeniu się i powinna zostać przebadana przez specjalistę. Dziś od razu stwierdzono by ADHD. Mała Gillian wkrótce trafiła do psychiatry. Ten usadził ją na stołku i poprosił, aby poczekała, aż mama opowie mu o problemie, z jakim do niego trafiły. Kiedy po 20 minutach wywiad został zebrany, lekarz zwrócił się do dziewczynki:"Po tym, co powiedziała mi Twoja mama, chciałbym z nią porozmawiać na osobności. Poczekaj tutaj, za chwilkę będziemy z powrotem." Zanim wyprowadził przejętą kobietę z gabinetu, włączył radio stojące na biurku. Za przymkniętymi drzwiami zwrócił się do niej: "Niech pani uważnie obserwuje". Nie minęła minuta, kiedy Gillian Lynne zerwała się na równe nogi i zaczęła tańczyć w rytm muzyki dobywającej się z głośników. "Pani Lynne", powiedział psychiatra, "Pani córka nie jest chora. Ona jest tancerką! Proszę zapisać ją do szkoły tańca."
Diagnoza okazała się słuszna. Kiedy mama zaprowadziła córkę na kurs tańca, dziewczynka natychmiast poczuła się jak ryba w wodzie. Znalazła się w otoczeniu ludzi takich, jak ona – ludzi, którzy musieli się ruszać, żeby myśleć. Ludzi pełnych energii i pasji.
Bez żadnego leczenia, Gillian Lynne poświęciła lata młodości na naukę tańca, aby ostatecznie ukończyć Royal Ballet School i zostać uznanym choreografem musicalowych scen tańca (np. Phantom in the Opera). Wkrótce została też multimilionerką.
Ta krótka historia jest doskonałym przykładem tego, że współczesny system edukacji nie rozumie, bądź jest obojętny na potrzeby uczniów. Został on zaprojektowany w zupełnie innych czasach i innych realiach, w kulturze intelektualnej Oświecenia, w warunkach ekonomicznych Rewolucji Przemysłowej i zakładał, że społeczeństwo dzieli się na klasę inteligencką oraz klasę robotniczą. Podczas gdy pierwsi mieli być realnymi odbiorcami wartości przekazywanych przez system edukacji, druga grupa uważana była za niepiśmiennych, niezdolnych do pojęcia złożonych zagadnień robotników.
Co ciekawe, współczesny model niewiele różni się od oświeceniowego oryginału. Nadal proces edukacji wyłania dwie grupy. Pierwszą są bystrzy akademicy, urodzeni do życia na uczelni wyższej. Drugą stanowią ludzie, którym przez cały okres nauki podcinano skrzydła, czy to złymi ocenami, czy będąc wiecznie niedocenianymi, czy wręcz zaszufladkowanymi na samym starcie. Efektem tego stanu rzeczy jest to, że o ile pierwsza grupa zazwyczaj zostaje w mniejszym lub większym stopniu związana z samym systemem edukacji, o tyle druga składa się ludzi całkowicie pozbawionych chęci samorozwoju, wypranych z ambicji, ludzi, którym przez lata wmówiono, że są nic nie warci. Wielu z nich wraca po studiach do domu, do gier komputerowych - jedynego miejsca, w którym wciąż się liczą i nadal mogą wygrać. Tak, stoimy przed poważnym problemem. Co z nim zrobić?
Obecnie wszystkie kraje na świecie reformują swój system edukacji. Jeden ze światowych autorytetów w tych sprawach, Sir Ken Robinson, zauważa dwa podstawowe powody tego stanu rzeczy:
- ekonomiczny - poszukiwanie sposobów nauczania adekwatnych do wymagań XXI- wiecznej ekonomii
- kulturalny - próba wykształcenia w dzieciach poczucia przynależności narodowej we współczesnej globalnej wiosce
Sir Robinson mówi: "Problem polega na tym, że reformatorzy systemu robią to w sposób, w jaki takie problemy rozwiązywano w przeszłości. Uważają, że problem leży po stronie uczniów. Tłumaczą im więc, że do sukcesu i dostatniego życia prowadzi tylko jedna droga: nauka -> zaangażowanie -> studia -> dobra praca." Karcą dzieci za zadawanie fundamentalnego pytania "Dlaczego?", karcą je za to, że nie wierzą one w obecny system. W końcu – karcą je za brak skupienia. Jak może ich to dziwić? Każdy z nas pamięta, jak nudne były te wszystkie lekcje. Każdy z nas walczył o utrzymanie koncentracji przez 45 wiecznych minut. Przed dzisiejszymi uczniami zadanie to jest dużo trudniejsze. W dobie wszechobecnych sloganów reklamowych, elektroniki, rozrywki elektronicznej, muzyki dobiegającej zewsząd, ich zmysły przywykły do ciągłej pracy na najwyższych obrotach. Jak można od nich wymagać, że zupełnie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w klasie zamienią się w apatycznych miłośników literatury romantyzmu? To tak, jakby posadzić dziecko przy stoliku pełnym słodyczy i próbować karmić go przebrzydłą papką!
Oczywiście reformatorzy mają rację w tym, że wciąż lepiej jest mieć wyższe wykształcenie. Czego zdają się nie dostrzegać, to fakt, że w dzisiejszym świecie nie jest ono gwarantem dobrej pracy.
Obserwując powiększającą się wciąż przepaść dzielącą świat ucznia i jego nauczyciela, Ken Robinson przytacza następujące porównanie: "System edukacji jest stworzony na obraz i podobieństwo industrialnej linii produkcyjnej. Mamy dzwoniące dzwonki, różne stanowiska, a dzieci uczymy partiami szeregowanymi wg rocznika. Dlaczego? Skąd założenie, że jedyna rzecz, jaka łączy uczniów to ich wiek? Czy najważniejsza jest w tym przypadku data produkcji?"
Każde dziecko radzi sobie inaczej! Jedno działa lepiej w małych grupach, drugie w dużych, jeszcze inne najlepiej pracuje samodzielnie. Jedno lepiej czuje się rano, inne po południu. Dlaczego mamy poddawać je jednakowym egzaminom? Wyraźnie widać tutaj znamiona standaryzacji. XXI wiek domaga się zwrotu w całkowicie przeciwnym kierunku.
W chwili, w której czytasz ten artykuł, gdzieś na świecie dzieci siedzą w klasach i grają w gry na swoich smartfonach. Całkowicie pochłonięte kolorową i 'żywą', ale jednak wirtualną rzeczywistością, wyłączają swoje zmysły na tę, która ich otacza. Nauczyciel kara je złymi ocenami, naganami za zachowanie – używa narzędzi, które działały za jego czasów. W pewnym momencie zwróci się jednak do rodziców z bezpośrednią skargą i z sugestią wysłania syna lub córki na badania. A oni pewnego dnia mogą zadzwonić z prośbą o pomoc do... korepetytora!
Niezależny od programu nauczania, wolny od obowiązkowych podręczników, korepetytor jest w tej chwili jedynym ogniwem edukacji, które ma realny wpływ na zmianę sytuacji. On jeden może dostosować się do swojego ucznia, pomóc mu odnaleźć skryty w nim talent. Czy przypominasz sobie sytuację, kiedy pewne zajęcie wciągnęło Cię tak, że straciłeś rachubę czasu? Bez względu na to, czy czytałeś historię Anglii czasów wiktoriańskich, czy pisałeś wiersze do szuflady, czy może zwyczajnie wsiadłeś na rower i świat przestał się dla Ciebie liczyć – takie doświadczenie jest ważnym punktem zaczepienia. Nie sztuką bowiem jest naharować się, jak wół, próbując coś zrobić. Ważniejsze jest, by robić to, do czego poczuwa się pewne predyspozycje i pracując nad sobą sprawiać, by godziny mijały jak minuty.
Jak więc niezależny nauczyciel może poradzić sobie z problemem braku skupienia swojego ucznia? Na pewno winien zacząć od zauważenia, że powód dekoncentracji można wykorzystać, aby ją zwalczyć. Paradoksalnie, edukacja publiczna, marginalizując nauczanie sztuk estetycznych, jak muzyka, plastyka, taniec, pozbywa się swojego najskuteczniejszego orężu. Naukowo udowodnione jest bowiem, że doświadczanie estetyczne jest procesem w pełni wykorzystującym absolutnie wszystkie zmysły ludzkie. Czy oznacza to, że zamiast siedzieć z dzieckiem w książkach powinniśmy zabierać je na opery Wagnera? Niekoniecznie.
Sir Robinson zauważa, że jeżeli celem edukacji ma być znalezienie satysfakcjonującej pracy, to czynnikiem decydującym w jej odnalezieniu będzie umiejętność myślenia rozbieżnego. Jest to zdolność niezbędna dla istnienia kreatywności zdefiniowanej, jako "proces wpadania na oryginalne i wartościowe pomysły." To umiejętność dostrzegania wielu różnych odpowiedzi na pytania oraz wielu możliwości interpretacji samego pytania. Zdolność myślenia wielokierunkowego, dostrzegania wielu rozwiązań. Czy nie brzmi to, jak całkowite przeciwieństwo tego, czego nauczono nas w szkole? Przecież zawsze mówiono nam, że jest jedna dobra odpowiedź! Zawsze był tylko jeden dobry kolor do pokolorowania domku z kolorowanki, jeden właściwy sposób gry na pianinie, jeden sposób rozwiązania zadania z tekstem. Aby poznać konsekwencje tej nauki, odpowiedz sobie na następujące pytanie: "Ile zastosowań spinacza do papieru jesteś w stanie wymyślić?". Powyżej 90% pytanych poda od 10 do 15. Ludzie naprawdę dobrzy znajdą ich 200.
Autorzy książki "Breakpoint & Beyond", George Land i Beth Jarmen, przeprowadzili test umiejętności rozbieżnego myślenia na grupie 1500 osób. Osiągnięcie maksymalnego wyniku klasyfikowało testowanego, jako geniusza. Jak sądzisz, jaki procent ankietowanych uzyskało maksymalny wynik? Zanim rozwieję wątpliwości, podam jeszcze jeden fakt. Badaniem objęto dzieci w wieku przedszkolnym. Ilu z nich zostało geniuszami?
98%! Eksperyment ten był długoterminowy i 5 lat później ponownie przebadano tę samą grupę. Jedynie 50% utrzymało swój tytuł. Nietrudno się domyślić, że po kolejnych 5 latach liczba najwyższych wyników ponownie zmniejszyła się.
Wynik tego badania przeczy podstawowym, logicznym założeniom systemu edukacji, który zakłada, że uczeń startuje z wiedzą bliską zerowej i uczy się, aby ją poszerzać. Tymczasem okazuje się, że wszyscy rodzimy się zdolni do rozbieżnego myślenia, lecz z czasem tracimy tę umiejętność. Cóż takiego stało się z grupą badanych dzieci od czasu przedszkolnego do osiągnięcia 13-15 lat? Zostały wyedukowane! Nauczono je, że dobra odpowiedź jest tylko jedna. Zostały skutecznie wyuczone bycia kreatywnymi.
Dla nas, korepetytorów, niezależnych nauczycieli, szczególnie istotne jest zrozumienie, że wszystkie dzieci są utalentowane i nie możemy walczyć z ich energią. Nie wolno nam próbować wyłączać szalejących z pożądania bodźców zmysłów naszych uczniów. Potrzeba kreatywnej realizacji siebie jest dziś równie ważna, jak nauka języka ojczystego czy matematyka i powinniśmy kłaść na nią taki sam nacisk.
Dzieci nie boją się popełniać błędów. Nie oznacza to, że kreatywność to bycie w błędzie; lecz żyjąc w strachu przed pomyłką, nigdy nie wymyślisz niczego odkrywczego.
Nie ma jednego cudownego lekarstwa na problem, przed którym stoimy, nie ma uniwersalnych, złotych rad. Możemy pomóc naszym uczniom odnaleźć ich drogę, wykorzystać ich potencjał, pokierować ich energię na właściwe tory, ale nie możemy zapomnieć, że nie wolno nam oceniać ich wszystkich wspólną miarą, standaryzować ich, jak towary z jednej partii. Wykorzystajmy świadomość sytuacji i nasze możliwości. Dajmy przykład, że rewolucja trwa i dokonuje się każdego dnia!
"Każde dziecko rodzi się artystą. Problemem jest to, aby dorosnąć i wciąż nim pozostać"
- Pablo Picasso.
Była sobie mała dziewczynka, która nie potrafiła skupić się na żadnej lekcji. Poza malowaniem. Pewnego razu nauczycielka zafascynowana tym odkryciem podeszła do niej i zapytała: "Co tam malujesz?". "Maluję obraz Boga". Po chwili wahania nauczycielka odparła: "Ale przecież ludzie nie wiedzą, jak wygląda Bóg". "Zaraz się dowiedzą".
Autor: Adrian Jakubiak
Student Akademii Muzycznej we Wrocławiu, akordeonista, kompozytor, aktywny korepetytor języka angielskiego i muzyki. Miłośnik sztuki i włoskiej kuchni.
Profil na e-korepetycje.net: tofikpl