Temat oszukiwania przez uczniów czy studentów był i nadal jest wielokrotnie poruszany. Ostatnio ponownie zrobiło się o tym głośno, gdy zwrócono uwagę na ten problem publicznie, bezpośrednio kierując pytanie „Co z tym zrobić?” do ministra Czarnka. Wszystko za sprawą wzrostu liczby ogłoszeń w sieci dotyczących "pomocy" w obowiązkach szkolnych.
Problem ściągania, według niektórych, nasilił się wraz z wprowadzeniem edukacji zdalnej. Student czy uczeń, przy braku bezpośredniej kontroli ze strony nauczającego, ma większe możliwości do nadużyć. W sieci pojawiło się sporo ogłoszeń od osób indywidualnych, ale również od zorganizowanych firm, które na liście swoich usług oferują m.in. pisanie za kogoś testów, klasówek czy kolokwiów. Za wynagrodzeniem można również zlecić przygotowanie referatu, wypracowania czy rozwiązanie zadań domowych. Krzywdzące jednak dla środowiska korepetytorów jest generalizowanie tego typu działań. Z góry zostało określone, że za taką formą „pomocy” dla ucznia stoją korepetytorzy. W tym miejscu należałoby jednak podkreślić, że korepetytor to osoba, która pomaga w nauce, pomaga zrozumieć bardziej skomplikowane tematy i zagadnienia, pracuje z uczniem, który wymaga większej uwagi i nakładów pracy. Określenie, że korepetytor jest od pisania prac czy rozwiązywania zadań jest prawdopodobnie próbą nazwania w jakikolwiek sposób tej grupy ludzi, która się takiego procederu dopuszcza.
W jednym z wpisów na naszym blogu poruszaliśmy już temat konsekwencji prawnych pisania prac za kogoś (pełna treść artykułu tutaj). O ile w Polsce mamy przepisy o ochronie praw autorskich, braku możliwości zrzeczenia się praw autorskich osobistych, o tyle udowodnienie procederu jest w praktyce bardzo trudne. Zarówno strona zlecająca napisanie pracy, jak i zleceniobiorca są tak samo zainteresowani utrzymaniem tego w tajemnicy.
Sprawdziany, które nie sprawdzają wiedzy?
Aktualny system edukacji oparty jest przede wszystkim na sprawdzaniu wiedzy teoretycznej, pamięciowej. W szkołach czy na uczelniach w podstawach programowych nie ma miejsca na inne formy egzaminowania, które umożliwiłyby ocenienie stopnia zrozumienia i przyswojenia materiału. Klasówki, testy, egzaminy są z reguły zero – jedynkowe, czyli wiesz albo nie wiesz. Liczy się końcowa odpowiedź w teście A/B, a nie tok rozumowania czy analiza danego problemu. W ten oto sposób, jeżeli uczeń prowadzi poprawnie wywód na dany temat, ale przy samym końcu pomyli się nawet w prostym obliczeniu, jego ostateczna odpowiedź pozostanie błędna, a co za tym idzie oceniona na 0 punktów.
System sprawdzianów i egzaminów w formie pytań testowych zamkniętych uniemożliwia analizę, czy osoba ucząca cokolwiek wie i rozumie z danego materiału. Jest natomiast wygodny do sprawdzania. Szybko i prosto można podliczyć ilość zebranych poprawnych odpowiedzi i przeliczyć końcową punktację. Pytanie tylko, czy taki sposób egzaminowania faktycznie oddaje wiedzę ucznia.
Dlaczego uczeń ściąga?
Bo może – tak brzmiałaby odpowiedź na powyższe pytanie. O ile na uczelniach wyższych wyciągane są konsekwencje wobec osób, które dopuszczają się oszustwa, o tyle w szkolnictwie na niższych szczeblach, kary nie są restrykcyjne. Nie ma również jasnych przepisów, które byłyby egzekwowane wobec nieuczciwych osób. Uczeń na sprawdzianie czy klasówce, przyłapany na ściąganiu, w najgorszym razie otrzyma ocenę niedostateczną. Poza tym raczej nie będzie miał więcej nieprzyjemności. Czasami zdarza się, że nauczyciele nie chcą widzieć ściągania. W trakcie klasówki wychodzą z sali, sprawdzają prace innych czy zajmują się uzupełnianiem dziennika.
Przejścia na naukę zdalną ujawniło, jak bardzo kreatywni są uczniowie, ale i ich rodzice. Nikogo już nie dziwi, gdy słyszy się, że prace z plastyki namalowała mama, tata rozwiązał zadania z fizyki. Ściąganie z sieci gotowych prac, korzystanie z Internetu podczas sprawdzianów online, stało się powszechnym zjawiskiem. I chociaż nauczyciele starają się znaleźć sposób na „ściągaczy”, uczniowie znajdą 3 inne sposoby, żeby to obejść. Nie sprawdza się obowiązkowe włączanie kamerek czy mikrofonów podczas testu lub odpowiedzi, albo krótki czas na jego napisanie, żeby uczeń nie zdążył znaleźć informacji w sieci.
Uczmy się uczyć dla siebie
Mimo starań nauczycieli, ich pomysłowości, ściąganie nadal będzie powszechne. Edukatorzy wychodzą z założenia, że uczeń sam sobie zaszkodzi, jeżeli będzie oszukiwał, ponieważ braki w nauce wyjdą prędzej czy później. Jednak uczniowie nie są tego świadomi. Nikt w szkołach nie porusza tematu uczciwości podczas sprawdzianów czy odrabiania prac domowych. Brak jest warsztatów czy zajęć, podczas których dzieci i młodzież mogłyby usłyszeć o skutkach i konsekwencjach swoich działań. Natomiast często słyszą, że „z takimi ocenami to ty się nigdzie nie dostaniesz”. Taka informacja znaczy dla ucznia tylko jedno – nieważne co umiem ważne, jakie mamy oceny. To one będą decydowały o przyjęciu do szkoły średniej, o stypendium naukowym, o opinii w szkole jako „dobrego ucznia” lub „totalnego nieuka”. Nikt nie spojrzy szerzej, czy dana osoba musi włożyć więcej, czy mniej wysiłku w przyswojenie wiedzy. Nikt też nie będzie dochodził, czy wypracowanie z polskiego napisał słabo, ale samodzielnie, czy pomógł rodzic, brat lub siostra czy kolega.
W szkołach brakuje również zajęć dotyczących sposobów na efektywną naukę. Materiał szkolny nadal podawany jest w większości jako mało interesujący zlepek wiadomości. Z tego zlepka uczeń musi wyłuskać najważniejsze zagadnienia i je przyswoić. Często nie wie, jak to zrobić. W ten oto sposób, zasypany mnóstwem informacji z różnych przedmiotów, których nie jest w stanie zapamiętać, wpada w panikę. Zaczyna zatem kombinować, z jakich "pomocy szkolnych" mógłby skorzystać, żeby zaliczyć sprawdzian. A można by na godzinach wychowawczych czy warsztatach pokazać uczniom, jak z informacyjnego chaosu wybrać rzeczy najważniejsze i jak skutecznie się ich nauczyć.